To najprawdopodobniej jest moje poprzednie wcielenie. Skąd takie przypuszczenia? Już tłumaczę…
Od dłuższego czasu (o ile nie od zawsze) miałam dziwną fazę na Francję i wszystko, co z nią związane (muzyka, postacie mające francuskie korzenie w książce, jak byłam we Francji to byłam zakochana w tym miejscu i czułam się jak u siebie w domu!) i ok, myślałam, że to normalne. Do pewnego momentu…
Zaczęło się od informacji od M, że żyłyśmy w czasach przed 1 wojną światową (pewna osoba jej to powiedziała) w Paryżu. I ok, stąd pewnie moje zafascynowanie Paryżem i językiem, zapewne poprzednie wcielenie to musiało pamiętać i spoko. Dalej robi się dziwniej…
Oglądałam z K. flim “Elona Holmes” i patrząc na niektóre sceny, miałam dziwne wrażenie i nieodparte uczucie, że ja byłam tam, a jak pokazali Londyn, zwróciłam uwagę K, że wcale tak nie wyglądał wtedy i coś mnie tknęło - skąd ja to kurwa wiedziałam? No naprawdę. Do końca dnia nie mogłam odtrącić tej myśli więc powiedziałam Z o tym i zaczęła poszukiwania.
Wystarczyła informacja, że bardzo boję się ognia i że spłonę kiedyś żywcem (nie wiem dlaczego, od małego panicznie bałam się tego żywiołu, do 15 roku życia nie odpaliłam kuchenki gazowej sic!). To nakierowało Z na informację o wielkim pożarze w 1897 4 maja – w Paryżu, w Bazar de la Charité. Gdy zobaczyłam datę i miejsce, zamarłam. Zwłaszcza, że o dziwo wpisała w googlu “sławna skrzypaczka umiera w pożarze” czy jakoś podobnie. I tu kolejny dziwny zbieg, ale o tym za moment.
Zaczęłyśmy więc drążyć. Z podsyłała mi stronki, gdzie są portery osób zmarłych (tych zamożniejszych) i szukałam tam siebie, jednak nic nie byłam w stanie wyszukać, terapia szokowa w postaci filmiku o tym pożarze (ledwo obejrzałam trailer, byłam przerażona gdy płonące belki zaczęły spadać) i poprosiłam M, czy czuje coś przy portretach osób, które tam zginęły i mówiła, że nie… Ale przy jednym imieniu się zatrzymałam i mimo, iż ostatecznie zaprzeczyłam, że znam to imię, to poczułam coś znajomego…
M z początku zła na mnie za to, co chcę zrobić, w ostateczności jednak powiedziała, że spróbuje wyczytać z mojego pola to, co chcę się dowiedzieć. Powiedziałam, że chcę się dowiedzieć, czy spotkałam Z w przeszłości między 1880 a 1900. Odpowiedziała, że nie (i mogła mieć rację, bo mogliśmy mieć od 25 do 30 lat jak się spotykaliśmy) i dodała ważny szczegół - byłam naukowcem. Kobieta naukowiec w tamtych czasach, odważnie! Więc musiałam mieć wpływy, byle chłopka nie mogła pracować w laboratorium. Drążymy dalej. Z cały czas chodzi to, że to jednak skrzypaczka (nie wiadomo dlaczego) i próbowałam szukać info na temat
Jednak trop fałszywy, ale kociak znajomy, ok. Potem rozmawiałam z Natem i on zasugerował, żę Z wcale nie musiała być w tamtym czasie kobietą. I wtedy się zaczęły wizje.
Pierwsza - moja - po tym gdy poprosiłam mamę o pomoc w znalezieniu mojej tożsamości, randka w kawiarni. Widziałam GO. Ten sam czarujący wzrok, nie miałam wątpliwości. Zapamiętałam mniej więcej wygląd lokalu i uczucie szczęścia, a zarazem poczucie zdrady…? Tak. ON był kochankiem…
Myślałam, że temat będzie skończony, gdy do gry weszły wizje Z. Były trzy.
1) Ta sama kawiarnia, zapamiętała układ, nawet suknię jaką miała (wspomnienie pokrywały się o białej sukni, a potem okazało się, że układ pomieszczenia, gdzie siedzieliśmy i kwiaty również się zgadzały, tak samo tłumy za oknem) i że czując zagrożenie, uciekliśmy stamtąd, uratowała mnie.
2) W porcie, najprawdopodobniej wynajmowany pokój, tapeta w paski brązowe, półmrok, uprawiamy seks (jak to ujęła Z, za dużo miałam falbanek i mnie nie posuwała, więc eat me out XD) ok!
3) Wisk, przeraźliwy,a gdy spojrzała w dół, miała nóż w brzuchu, to był mój narzeczony, który odkrył zdradę. Przeżyła, ponieważ pamięta wypadek pociągu w 1895.
I zajebiście. Szukałyśmy naukowca, który wyglądał jak osoba, która dźgnęła ją w brzuch, ale nic to nie dało, analizowałyśmy dalej suknie, kwiaty i tapety, porównywałyśmy wizje i rozmawiałyśmy, aż w pewnym momencie jej się przypomniało imię Claire właśnie… jak w wizji mówiła do mnie tym imieniem.
Znów znajome uczucie. Bardzo znajome. Zamarłam.
I potem trafiła na dokładną listę osób, które zginęły i okazało się, że jest trzecia Claire wśród ofiar - Claire Moisson.
Wpisałam w google mając nadzieję, że jest “sławnym naukowcem” ale… wracamy do przeczucia Z. Okazała się być współczesną skrzypaczką. To nie przypadek.
Gorzej. Pełne imię to Claire Charlotte Marie Marguerite Moisson…
Jestem Małgorzata. Oryginalnie miałam być nazwana Maria… Przypadek…?
To imię i nazwisko sprawiło, że łzy stanęły mi w oczach, miałam bardzo dziwne uczucie, jakbym miała się rozpłakać nad swoim losem, a gdy jeszcze zobaczyłam cmentarz, który z niewiadomych przyczyn kiedyś googlowałam (idk po co googlowałam paryskie cmentarze, ale chyba miałam inne przeczucia z tym związane kiedyś) i też znajomy… paranoja.
Zginęłam w wieku 42 lat. A biorąc pod uwagę “rodzinną klątwę”, gdzie moja babcia zmarła 13 lat po swojej mamie, moja mama 13 lat po swojej… to
Nie mam złudzeń.
Claire Charlotte Marie Marquerite Moisson to moja dusza z przeszłości. Zbyt znajomo to brzmi, bym mogła zaprzeczyć. Urodzona 24 lipca 1855, zmarła 4 maja 1897…
Możliwe…
I teraz mam szansę mieć normalny związek z Z, ponieważ wtedy nam nie wyszło. Ale i wtedy, i teraz jest to poniekąd zakazana miłość, także historia lubi się powtarzać?
To mogłabym być ja.
Po dojściu o co chodzi ze mną, przypadkiem zaczęłyśmy odkrywać tożsamość Z. I dzisiaj doszło kilka interesujących faktów.
Po pierwsze - mój były narzeczony z tego okresu, był moim współpracownikiem w tamtym czasie w firmie Pope, Edison & Company Electrical Engineers albo spotkał mnie, gdy pracowałam jako chemik.
Franklin Leonard Pope
Podobny… w chuj podobny do niego.
Jak doszła do tego Z? Wpisała datę wypadku pociągu z myślą, dlaczego w tamtym czasie była w Paryżu i okazało się, że była na pogrzebie tegoż pana, by mnie obserwować z tyłu. Zmarł rażony prądem (patrząc na zapędy Adama, może się skończyć podobnie…)
Potem przypadkiem w trakcie rozmowy wyszło, że rana po nożu boli inaczej niż rana po kuli i pytanie - skąd to wie?
I znowu przypuszczenie, że może była… wojskowym?
Dlaczego taka teza? Ano ponieważ Z od małego nie lubi mówić o wojnie, jakby miała traumę, samoloty ją przerażają do tej pory, a ponadto interesowała się trochę policją i takimi militariami (nie umiem wyjaśnić, jak coś, to mnie popraw). I I znów - jaki to ma związek z Paryżem? W tamtym czasie armie brytyjskie i francuskie współpracowały często ze sobą, więc jak najbardziej mogła być przed 1880 w Paryżu. Później, wchodząc w głębiej i fakt, że Z lubi latarnie morskie i od małego rysowała gryfy, drogą dedukcji można było wywnioskować, że była w marynarce wojennej Wielkiej Brytanii.
Później wspomniała o tym, że raz jej się śniło, że siedziała w więzieniu i mogło to być spowodowane niewykonaniem rozkazu czy coś… prawda wyszła inna, ale to potem.
Dzisiaj Nat poprosił mnie o to, by porozmawiać z nim twarzą w twarz. Spotkaliśmy się więc, a gdy doszliśmy do parku i usiedliśmy na ławkę, zaczął opowiadać.
Zaczął opowieść od pytania - czy ktoś z nich byłby w stanie umawiać się z zajętą osobą. Odpowiedź oczywista - nie. Więc znów - byłam wolna do momentu spotkania się z nim.
Potem opowiedział, że miał na ręku zegarek (w tamtych czasach tylko wojsko miało takie, reszta mężczyzn nosiła raczej kieszonkowy) i… obrączkę. Czyli że zarywałam do żonatego?! Nie. Ja byłam żoną, przez krótką chwilę. Dopóki ojciec się nie wtrącił… i nie anulował nam małżeństwa. Tak… tak jak moja mama 10 lat temu wtrąciła się w mój związek, tak wtedy ojciec się wtrącał. Uważał, że powinnam zrobić karierę, iść na studia (brzmi znajomo, ZBYT ZNAJOMO!) Dlatego chciał go zabić - nie uznawał naszego małżeństwa. BA! Mógł go wrobić w rabunek, skazać na więzienie, a potem deportację z kraju. No to cieszę się niezmiernie, że w tamtym czasie moja mama nikogo nie zamierzała zabijać (wybacz mamo) :D Ale no fakt faktem poświęciłam się rozwojowi w firmie, w ten sposób zapewne zagłuszając ból po stracie męża. Po rozwodzie Nat zatrzymał obrączki (moja była srebrna, jego złota), a poerścionek wrzucił do Sekwany.
Mój ojciec był “stylowy”, bo nosił garniaki w kratę
które były okropne (ale taka moda) i dlatego nie lubię zielonego? Bo jego ciuchy były gównaniego koloru? Idk…
Ale no długo się nie nacieszył garniturami i satysfakcją zniszczenia mi życia, bo ojciec zmarł w 1884, 13 lat różnicy między jego śmiercią a moją… i znów przypomniała mi się rodzinna klątwa. Wspaniale.
W każdym razie tej nocy Nat miał wizję, że odbiera telefon o mojej śmierci, a potem, że przyjeżdża na mój pogrzeb. Miałam na dłoni pierścionek zaręczynowy (nie wiem jak!? skoro wyrzucił go do Sekwany), na twarzy miałam białą chustę (byłam tak poparzona przez ogień) i no… to było traumatyczne dla niego, nie ukrywam. Dla mnie też by było…
Zreblogowano od
Slytherin system